Powyższy tekst to oryginał, zapis fonetyczny i tłumaczenie (1) wiersza मातृभाषा indyjskiego poety Kedanrath Singh’a.
Mnogość zapisów z jednej strony umożliwia mi zrozumienie wiersza, z drugiej zapewne kompletnie zmienia jego literacką wartość i redukuje ładunek emocjonalny. Tłumaczenie wiersza Singh’a jest tym bardziej kontrowersyjne, że w tym utworze jak i w wielu innych pracach kładł nacisk na używanie swojego języka – Hindi – i używał go jako swoistego narzędzia dekolonizującego kulturę Indii.
Warstwa po warstwie odkrywam w tym fragmencie coraz większy konflikt i nieznośne natężenie sprzeczności. Jest dla mnie wspaniałym wizualnym dowodem na istotę ludzkiej natury – a może bardziej duszy, aatma. Bytem, który przepełniony konfliktem dąży do harmonii, który w gorzkich przeciwieństwach odnajduje słodki smak spokoju i miłości. Wiecznym „dążeniem do” wypełnionym maleńkimi odruchami, spazmami, gestami, słowami, czynami i powtarzalnymi sekwencjami: ruchów, doktryn, historii, ewolucji.
Od tego fragmentu, traktującego o atmanie – duszy lub oddechu, jak można odczytywać to słowo – chciałabym wyjść pisząc o Atmanie Steller i Dziemaszkiewicza. Nie tylko dlatego, by wprost nawiązać do tradycji Hinduizmu, do której w swoim opisie odnoszą się polscy artyści, ale także aby w intensywności powyższych wersów – równej intensywności działań performerów – poszukać możliwych interpretacji.
Wchodzimy bowiem na salę – na scenę czy też widownię – i widzimy, że spektakl już się zaczął. Być może trwa od wielu godzin? A może to dopiero rozgrzewka?
Siadamy więc, i patrzymy, słuchamy. Dźwięki pochodzą z nagrania setu Guardian Alien na plażowym festiwalu Duna Jam 2016.
Anna Steller monotonnym ruchem wprowadza się w stan, który pozwoli jej przejść na drugą stronę, nieco w stylu szamanów Afrykańskich podskakując w miejscu. Od razu czuję, że ten ruch boli, jest przecież w butach z obcasem, stopy ma pewnie gołe. Ja – niczym podmiot liryczny w wierszu powyżej – zaciskam szczęki, żeby przetrwać ten bolesny rytuał przejścia. Z kolei ciało artystki wydaje się nabierać niesamowitej lekkości i jakby meta-siły, energii: po kilku minutach podchodzi do leżącej w tipi postaci-larwy (Leon Dziemaszkiewicz) i wywleka ją na środek przestrzeni. Zupełnie przecząc dysproporcji fizycznej zintensyfikowanej przez ogromny kostiumowy kokon w który owinięty jest Leon: zafoliowane grube futro i niesamowita maska wykonana z taśmy klejącej i papieru.
Ta scena jest według mnie następnie przetwarzana i rozbudowywana, ale istota działań dwójki tancerzy na scenie pozostaje dla mnie taka sama: bycie w sferze nie-bycia jest napędzane monotonną wolą, nieustępliwą koniecznością ciągłego ruchu, powtarzania cyklu z którego rodzi się nowe: istnienie, dusza, wrażenie.
Z nieustannego ścierania się podstawowych elementów naszej jaźni -czy też duchowości – wyłania się jednak harmonijny układ, który jest w stanie nawiązać relację ze sobą i innymi bytami wokół.
Czas trwania tej przemiany podkreślany jest przez muzykę, niesamowite dźwięki skomponowane przez Eugeniusza Knapika (Corale, interludio e aria Corale) zaznaczają moment, w którym możemy obserwować już nie naprzemienne gesty, ale wspólne działania performerów. Z kolei fragment Aerial views over Barcelona zespołu Tuscoma dodaje jeszcze więcej energii do nowo stworzonych układów ciał (fizycznych i duchowych).
W ponad godzinnym działaniu artyści jeszcze nieraz będą przeplatać siebie i swoje „byty” przez scenę i pośród widowni (dosłownie: około 45 minut po wejściu ludzi w przestrzeń performansu Steller i Dziemaszkiewicz zaczynają nawiązywać kontakt fizyczny i słowny z publicznością, tak jakby okruchy nowego bytu wsiąkały w nasz ludzki i śmiertelny wymiar).
Oprócz wymiaru rozszerzającego pole działania artystów i pole przeżywania publiczności ten gest kontaktu z widzami ma dla mnie głęboki znaczenie ze względu na przestrzeń w jakiej Atman się dzieje: klub.
Piszę ten tekst ponad 50 lat po zamieszkach w Stonewall, kiedy to po raz pierwszy społeczność LGBTQ+ stawiła odpór brutalnej dyskryminującej sile policji wykorzystując właśnie klub jako swoje zaplecze. Od tamtej pory powstało mnóstwo opracowań dotyczących inkluzywności kultury klubowej oraz znaczenia przestrzeni klubów nocnych jako przestrzeni przyjaznych, otwartych i bezpiecznych (2). Nie chcę zatem odwoływać się do szerokiego kontekstu przestrzeni klubowej i wielu znaczeń, jakie nadały jej lata disco, raveów i działań z pogranicza imprezy i sztuki współczesnej. W kontekście Atmana ważny jest dla mnie wątek niepisanej zasady o równości i wspólnocie klubu nocnego: to, co dzieje się w środku klubu jest nasze. To co działo się podczas performansu Atman także było i jest nasze. Nasze i jak już wspomniałam wcześniej – intensywne – w znaczeniu, o którym pisał kiedyś Jakub Momro: „Intensywność nie jest siłą. O ile siła jest zawsze zerwaniem z tym, co zmysłowo nam się przedstawia i w ten sposób staje się obecne, o tyle intensywność ów ruch zniszczenia przemieszcza – to nie tyle ingerencja w zastany świat, ile sama rodząca się rzeczywistość. W odróżnieniu od siły oraz jej nieodrodnej siostry, przemocy, intensywność tworzy pole napięć i relacji, temporalnych i przestrzennych układów, z których może, ale nie musi wyłonić się konkretny moment (…) uwalnia nasze – w równiej mierze indywidualne, co polityczne – pozycje spod władzy determinizmów: estetycznych, teoretycznych, genderowych”(3).
Wspólność i brak granic pomiędzy artystami a widzami podkreśla także struktura bez wyraźnego wstępu czy definitywnego zakończenia. Po prostu około 55 minuty orientujemy się, że dusza już wróciła do śmiertelnej powłoki, przemiana dokonała się i bez zbędnych fanfar idziemy teraz zapalić lub napić się.
Steller i Dziemaszkiewicz pozostawiają nas w klubie, a więc w przyjemnej choć nieco mrocznej domenie współczesnych rytuałów. Wchodzimy tu, aby zapomnieć się, przeżyć ekstazę, poczuć wolność w tańcu lub spotęgowaną chemicznie bliskość z innymi uczestnikami nocnych obrzędów. Po byciu świadkiem Atmana możemy poczuć, że przestrzeń ta nie jest już tylko przyjemnościowo-rozrywkowa; stała się sceną sztuki, być może nawet miejscem naznaczonym transcendencją. Przywodzi to na myśl koncepcję Michel Rizzo i jego performans HIGHER xtn. (2015) w którym odnosił się do oczyszczającej mocy tańca, radykalnej auto-ekspresji i budowaniu społeczności a raczej kolektywności poprzez umożliwienie jednostkom odkrywania własnych tożsamości w atmosferze intymności publicznej (4).
Ostatnim skojarzeniem, kiedy oboje artyści oddychają już wrzeszczańskim powietrzem, a pióra wyłuskane z rozciętej maski przydeptywane są do parkietu, jest powrót do korzeni.
Dzięki Atmanowi osadzonemu w tradycji Hinduistycznej sięgam do obrazów tworzonych przez Urszulę Broll w 1967 roku podczas działania katowickiej Grupy Oneiron (5) i jej kompozycji pełnych mandali i kolorów. Dzięki choreografii stworzonej przez Dziemaszkiewicza i Steller sięgam także głębiej w kulturową samoświadomość i odnajduję ślady pogańskich obrzędów.
Czuję, jak słowiański duch uśmiecha się, gdy porównuję sobie w wyobraźni ciała obecnych w Ziemi performerów z ciałami tych, którzy na terenach obecnej Polski, Białorusi i Ukrainy wyprawiali dla zmarłych tryznę, gdzie „poza jedzeniem i wspominaniem zmarłego, urządzano również specjalne igrzyska, takie jak: gonitwy, zapasy, tańce bądź zabawy w maskach” (6). Myślę, że użyte w Atmanie maski i pióra pięknie łączą się z wierzeniami, w których reinkarnacja była oczywistością, a świat – magicznym drzewem, w koronie którego znajdowały się wyraje: ptasi i wężowy, do których trafiały dusze po śmierci na ziemi, a przed powrotem do kobiecego łona (7).
Wspólny rdzeń większości rytuałów czy obrzędów duchowych na przestrzeni lat ludzkiej historii i pod każdą szerokością geograficzną jest poniekąd wspólny: to rytm. Powtarzalny cykl, pulsujący rytm towarzyszący Buszmeńskim !gitten lub k’auba (szamanom południa i zachodu), Buriackim tańcom jochor czy współczesnym protestującym przeciwko konserwatywnej władzy w gruzińskich klubach (8). I techno i bębny w swojej transowej mantrze powtarzają bity/uderzenia około 200 razy na minutę.
Anna Steller i Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz w Atmanie oraz innych swoich pracach (9) konsekwentnie zwracają uwagę odbiorców właśnie na te wspólne, ogólnoludzkie – choć osobiście przeżywane – prawdy ludzkiej egzystencji na ziemi i w (wszelkich wyobrażonych) zaświatach. Nieustająco w swoich choreograficznych i konceptualnych poszukiwaniach dążą do uchwycenia tego, co pozwala nam przetrwać, oczyścić się poprzez ból lub ekstazę aby – w końcu – wyzwolić się i odnaleźć spokój, jak zesztywniały język poety w ojczystej mowie.
Przypisy:
1.tłumaczenie z Hindi na angielski: Kalpna Singh-Chitnis. Kedarnath Singh był indyjskim poetą, który pisał w języku hindi. Był także wybitnym krytykiem i eseistą. Otrzymał nagrodę Jnanpith, Sahitya Akademi Award w języku hindi za swoją kolekcję poezji, Akaal Mein Saras (1989), z której pochodzi cytowany wiersz मातृभाषा / maatrbhaasha / mothertongue (po polsku: język ojczysty).
2.Zob: artykuł w magazynie Szum „Wokół barów i w środku nich” Michała Grzegorzka. Warto także spojrzeć na najświeższe przykłady gestów ochraniających społeczności narażone na dyskryminację, jak chociażby deklarację serwisu Boiler Room o usunięciu z archiwów występów dj’a Islam Chipsy, po tym jak opublikował homofobiczny post na swoim Facebooku (informacja z dn. 17.06.20)
3.Jakub Momro, Intensywności, w: Miriam Cahn: Ja, istota ludzka, pod red. Marty Dziewańskiej, MSN w Warszawie, 2019
4. z opisu Inauguracji Projektu X w Zachęcie: Michele Rizzo Higher.xtn
5. „Urszula Broll zmarła w lutym 2020 roku, gdy trwały przygotowania do tej wystawy. Ekspozycja jest dla odbiorców okazją do wyciszenia się. Mandale artystki budzą rodzaj pozbawionej niepokoju tęsknoty. Wywołują przemyślenia na temat relacji człowieka z naturą i metafizycznym wymiarem rzeczywistości.” cyt. Tekst kuratorski z wystawy: Urszula Broll. Atman znaczy Oddech 23 czerwca – 27 września 2020 Retrospektywa malarstwa Urszuli Broll w Muzeum Rzeźby w Królikarni
6.więcej o słowiańskich zwyczajach można przeczytać w artykułach na stronie https://www.slawoslaw.pl/zycie-ludzkie/
7.więcej informacji https://www.slawoslaw.pl oraz w artykule Niezapomniane obrzędy i zwyczaje słowiańskie na culture.pl
8.więcej w artykule Krytyki Politycznej lub w publikacji Anki Herbut Ruchy Oporu
9.poprzednie prace stworzone w duecie to: 2008 roku w “Dziewczętach z Zajęczego Wzgórza” 2008 r., i „Strefa Zagrożenia” z 2012 roku, “Widzenie poprzedza słowa. Dziecko patrzy i rozpoznaje zanim nauczy się mówić” z 2018 z udziałem Maćka Salamona